Po 24 godzinach (minus 5,5 godz. roznicy czasu) postawilem noge na wyspie. Przywitalo mnie gęste, wilgotne i gorące powietrze. Myslalem ze to od silnika samolotu ale to nie bylo to :).
Szybkie zalatwienie formalnosci, zmiana w toalecie ubran na letnie :) i w droge...tuktukiem na stacje kolejowa i do Kandy.
I znow tuktuk (wakacje na bogato) i do hostelu.
Krotka drzemka i ruszam w miasto. Pomnik Buddy i swiatynia z jego swietym zębem zamknietym na 4 spusty.
Pozniej znacznie cos ciekawszego...czyli piwo z lokalusami, gdzie "bialego" nie uswiadczysz.
Wracam do hostelu, krotka pogawedka z portierem i siadamy do "malpki" araku. Oczywiscie pogawedka, jak to po alkoholu, zeszla na polityczne tematy (portier okazal sie Tamilem i opowiedzial mi troche o wojnie domowej i obecnej sytuacji).