Stalo sie, nadszedl ten dlugo wyczekiwany dzien wyjazdu.
Przygaszeni ostatnimi wydarzeniami bez entuzjazmu pakujemy ostatnie drobiazgi. Ruszamy. Dopiero brutalne turbulencje podczas londowania w Barcelonie dodaly nam zastrzyk adrenaliny. Kolejny zastrzyk dostarczylismy sobie bladzac po lotnisku szukajac transportu na miasto. Udalo sie. 30 min autobusem i jestesmy w centrum. Kolejne 10 min piechota i jestesmy w hostelu. Rzucamy plecaki, ruszamy na nocny maraton po miescie. I wszystko by bylo milo i romantycznie gdyby nie to ze Barcelona po polnocy wylacza podswietlenia najwazniejszych budynkow. Trudno nam bylo dostrzec chociazby pomnik Krzysia Kolumba czy inne takie tam koscioly i katedry. 3 nad ranem a my wciaz wloczymy sie po miescie.