Rano sniadanie, wspolne zdjecie i seniorita odprowadza nas na statek. Plyniemy na kolejna wyspe - Taquile. Oj bujalo. Na wyspie kolejna wspinaczka. I znow cudowne widoki na jezioro i odlegle gory. Super warunki do pstrykania fotek wiec leci jedna za druga.
Docieramy do centrum wioski - centralnego placu, gdzie wiekszosc ludzi stanowia gringos ( bialasy). My nie zwazajac na nich udajemy sie do sklepiku na browara. Nasz pomysl podchwycaja Farncuziki.
Schodzimy razem do portu, dowiadujac sie wielu cennych wsakzowek o kanionie Colca (bedziemy tam za kilka dni) i juz lapie nas kolka bo to kolejni ludzie ktorzy nas ostrzegaja przed mordega jego zdobywania.
Po 3 godzinach rejsu mowimy adios dla naszego skipera i wracamy do hostelu.
Bylismy mile zaskoczeni otwartosci i goscinnoscia mieszkancow wysp. Zwlaszcza milo wspominamy nasz nocleg. Wszyscy byli dla nas niezwykle mili i usmiechali sie na nasz widok.