Pubudka jak zwykle wczesnie rano. Sniadanie tradycyjnie na bazarze ( tym razem pyszny rosol a na deser swieze zmiksowane owoce). Gotowi do drogi poszlismy na dworzec zeby zlapac busa do Pisac. Droga minela szybko bo po wspinaniu sie przez 30 min. pod gorke reszte drogi zjezdzalismy na luzie w dol, pokonujac ostre zakrety.
Pisac nas mile zaskoczyl. Male urocze miasteczko otoczone zewszad gorami, cos zupelnie innego od szalonego Cusco. Niestety nie udalo nam sie przekupic straznikow i zobaczyc ruiny inkaskiej twierdzy. A ceny za bilety troszke nas przerosly. Wolny czas przeznaczylismy zatem na relaks, w czym pomoglo nam pisco czyli taki zajzajer peruwianski. Wysmienicie smakowaly drinki zrobone przez bartendera Lukasa (pisco Lukasss).
Jak zwykle wczesnie polozylismy sie spac.