Obudzily nas koscielne dzwony bo to niedziela. Tylko dlaczego bily o 5:30?
Sniadanie, jak zwykle, od pani na bazarze ale tym razem cos niezbyt udanego - sos ze skor swiniaka (a wygladalo to nam na rybe). Sniadanie okazalo sie pozniej tragiczne w skutkach dla Pauliny - obstrukcja i destrukcja a do tego wytrzeslo nas w busie. Zamiast zwiedzac ruiny w Ollanto Paulina "podziwiala" miejskie toalety. 3 godziny czekalismy na dworcu na pociag do Aguas Calientes (Ciepla Woda), a Paulina umierala na lawce i rowniez "podziwiala"dworcowe toalety. Na miejscu przywital nas mily pan z tabliczka z naszymi imionami. Pierwszy raz ktos nas wital w taki sposob. Skoro swit (4 rano) czekala nas wspinaczka na Machu Picchu wiec chcielismy wczesnie polozyc sie spac. Nasz plan rozjechaly pociagi, ktore jezdzily brutalnie tuz pod naszym oknem.