Witaj przygodo! Niewyspani, jest 4 rano, ale podekscytowani zbieramy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszamy w godzinna wspinaczke na Machu Picchu. Na szczescie Paulina czuje sie lepiej, a juz myslelismy,ze bedzie podziwiac widoki na widokowkach.
Z latarka i innymi turystami ruszamy w gore. Po kilkudziesieciu metrach i paru stromych schodach dotarlo do nas, ze to nie takie "hop siup", a moglismy za parenasiecie dolcow wjechac pod samo MP. Ale nie, bo wspinaczka jest za darmo.
Godzina morderczego wysilku i kilka przeklenstw i naszym oczom ukazalo sie cos niesamowitego...dluga na kilkanascie metrow kolejka gringosow gdyz kilka busikow bylo szybszych od nas. Wszystko po to by zobaczyc wschod slonca nad inkaskimi ruinami.
Widoki sa nie do opisania, a do zobaczenia. :) Zwlaszcza ze podziwac je mozna z gory Wayna Picchu, na ktora oczywiscie sie wgramolilismy. Wszystko piekne, ladne (szczegolnie widoki z gory) a po opis ruin odsylamy do przewodnikow lub internetu :). Ostatkiem sil, po szesciogodzinnym zwiedzaniu zeszlismy na dol. Po drodze widzielismy nad rzeka jakies dzikie zwierzatka, ni to niedzwiadki ni to malpki.
Do Cusco dotarlismy pociagiem, gdzie na dworcu, ku naszemu zaskoczeniu, czekal taksowkarz z naszymi imionami (dziwne bo nikt z hostelu nas o tym nie poinformowal).