W koncu czujemy, ze jestesmy na wakacjach. Slonce, plaza tylko troche woda za zimna, zeby sie wykapac (w koncu to peruwianska zima). Rano zwiedzilismy kolejne prekolumbijskie ruiny, tym razem kultury Chimu - Chan Chan. Te nie zrobily na nas takiego wrazenia jak wczesniejsze. Moze dlatego, ze wiekszosc ruin popadlo w ruine i zamienilo sie w piaskowe wydmy na powierzchni ok 20 km2. Stalo sie to dlatego, ze miasto bylo zbudowane z glinianych cegiel i sila deszczu zrobila swoje.
Wrocilismy po poludniu do Huanchaco wylegiwac sie na plazy. Nalezy w koncu nam sie odpoczynek po tych wszystkich wspinaczkach i wedrowkach. Zajadalismy sie tortasami i innymi smakolykami. Peruwianczycy najwyrazniej maja hopla na punkcie ciast. Mozna je dostac na kazdym kroku, w sklepie, na bazarze, w restauracji, a takze od pani na ulicy.
Wieczorem romantyczny spacer przy zachodzie slonca i obwarzanki smazone na glebokim oleju - pyszota.